UWAGA !!!
W związku z wejściem od 1 stycznia nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, która to zakazuje rozmnażania psów i kotów w celach handlowych poza stowarzyszeniami mającymi w statucie hodowlę psów / lub kotów powstały jak grzyby po deszczu nowe stowarzyszenia, które wystawiają swoje rodowody szczeniętom. Rodowody te nie są honorowane przez żadne organizacje na świecie. Poza tym rodzice tych szczeniąt w dużej mierze rodowodów nie posiadały i zostały im wyrobione tylko i wyłącznie na potrzeby owej ustwawy. Jeśli więc chcesz kupić pieska 100% rasowego, zdrowego, zadbanego wybieraj hodowle zrzeszone w Związku Kynologicznym w Polsce, który jako jedyny związek jest zrzeszony w Międzynarodowej Ferderacji Kynologicznej FCI i jego rodowody uznawane są na całym świecie !!!
W naszej hodowli rozmnażamy tylko rodowodowe zwierzęta z uprawnieniami hodowlanymi w myśl zasady rasowy = rodowodowy. Nie znajdą Państwo w naszej hodowli szczeniąt bez rodowodu. Trzeba pamiętać, że tylko rodowodowe szczenię tzn z metryczką daje nam gwarancję 100% rasowości psa. Rodowód to nie tylko niepotrzebny papierek. Co nam daje? Daje 100% gwarancji, że rodzicami naszego szczenięcia są beagle. Mamy gwarancję, że nasza mała puchata kuleczka, gdy urośnie nie będzie przypominać beagla tylko z umaszczenia. Wiemy również, że rodzice szczenięcia byli przynajmniej trzy razy ocenieni przez trzech różnych sędziów na wystawach psów rasowych w tym przynajmniej raz na wystawie międzynarodowej. Rodzice szczeniąt nie posiadają wad genetycznych dyskwalifikujących z hodowli. Dlatego, żeby uniknąć przykrych niespodzianek należy zakupić psa w hodowli zarejestrowanej w Związku Kynologicznym. Jeśli natomiast nie stać Cię na psa z rodowodem zaadoptuj "Bidę" ze schroniska. Nie wspomagaj pseudohodowców. Często w schroniskach lądują psy w typie beagle, które potrzebują dobrego kochającego domku. Zdarza się również, że znajdują się tam psy z rodowodem, ale one najczęściej bardzo szybko znajdują domek.
Najczęstsze wymówki na brak rodowodu stosowane przez pseudohodowców
Handlarze żywym towarem – tym szczekającym i miauczącym – żarliwie zapewniają, że oferowany przez nich produkt jest rasowy. Zapytani o dowód w postaci dokumentacji hodowli, natychmiast przyznają, że nie, aż tak rasowy to nie. Ale przecież matka maluchów to stuprocentowy „wilczur”, „lablador” czy inny „lassie”. A poza tym rodowodu nie ma, bo… i tu następuje jedna z popularnych wymówek; czasem abstrakcyjna, kiedy indziej głupia, aż uszy bolą, ale prawie zawsze nieprawdziwa.
1. To straszna biurokracja
Rzeczywiście. Rejestracja hodowli jako działalności gospodarczej (aby przedsięwzięcie było legalne) oraz w związku zrzeszającym hodowców, karta krycia, karta miotu, przegląd weterynarza – i metryka. Aż trzy dokumenty, które to niby powstrzymują szlachetnych „hodowców” od sprzedawania towaru dwukrotnie drożej. Gdyby chodziło wyłącznie o dokumentację hodowlaną, można by im przyznać rację, jednak handlarze chętnie rezygnują przede wszystkim z drogich badań genetycznych i obowiązkowych testów.
2. Papier jest bardzo drogi
Metryka, na podstawie której można w dowolnym momencie wyrobić rodowód, kosztuje 22 zł (w Związku Kynologicznym w Polsce, największej, choć nie jedynej organizacji zrzeszającej hodowców psów). Pozostałe dokumenty to także wydatek groszowy w porównaniu chociażby z wyżywieniem matki młodych podczas ciąży.
3. Niezgodny z wzorcem
Jeżeli oboje rodzice mają rodowody i zdobyli uprawnienia hodowlane (czyli przeszli ocenę zgodności z wzorcem, a u wielu ras również obowiązkowe testy zdrowotne bądź użytkowe), młode dostają metryki, nawet jeśli mają po pięć łap i łuski zamiast futra. W przypadku niezgodności z wzorcem rasy zwierzak po prostu nie zostanie zakwalifikowany do dalszej hodowli, natomiast rodowód jak najbardziej mu przysługuje.
4. Piąty/siódmy z miotu
Wszystkie młode ze zgłoszonego miotu (do czego potrzebna jest karta krycia, karta miotu oraz przegląd hodowlany) otrzymują metryczki. Nawet jeżeli urodzi się tuzin albo i więcej.
5. Będzie trzeba wystawiać
Obowiązek wystawiania to typowy mit rozpowszechniany przez pseudohodowców. W rzeczywistości rasowego zwierzaka, nawet po najwybitniejszych championach, nie trzeba ani wystawiać, ani nawet wyrabiać mu rodowodu (od hodowcy otrzymuje się metryczkę, na podstawie której w dowolnym momencie można wyrobić rodowód). Nie musimy też rejestrować się w żadnym związku.
6. Nie opłacało się zgłaszać miotu
Bo tylko jeden/dwa młode. To po co się męczyć z biurokracją? Kłopot w tym, że w momencie krycia nie mamy pojęcia o liczebności przyszłego miotu, a krycie raz zgłoszone nie może być „anulowane”. Skoro więc zgłoszenia nie było (ta praktyka siłą rzeczy dotyczy zarejestrowanych hodowców, którzy inne mioty jednak zgłaszają), mamy do czynienia z zaplanowanym z góry oszustwem. Często dotyczy ono miotu nadprogramowego, drugiego w ciągu roku u suki albo czwartego w ciągu dwóch lat u kotki. Tak częste porody są niedopuszczalne według przepisów organizacji felinologicznych oraz kynologicznych, ponieważ wyniszczają organizm zwierzaka – czego skutkiem są oczywiście słabsze młode.
7. Żeby nie męczyć suki/kotki wystawami
Jeżeli wizyta na wystawie, czyli przebywanie wśród ludzi oraz innych psów, jest dla suki męką, najwyraźniej ma ona kłopoty z psychiką. Zaliczenie chociaż trzech wystaw, niezbędnych do uzyskania uprawnień hodowlanych, nie powinno być dla zrównoważonego psa żadnym kłopotem. Z kolei uprawnienia hodowlane w przypadku kota można zdobyć również poza wystawą, co obala kolejny argument handlarzy.
8. Doślę później
Jeżeli metryka nie jest jeszcze wyrobiona, to już nie będzie. Zgłoszenia miotu ani przeglądu hodowlanego nie można dokonać wstecz, zatem brak dokumentacji w momencie wydawania młodych do nowych domów świadczy wyłącznie o próbie oszustwa.
9. Zwierzę to nie towar
Więc nie powinno mieć metki, certyfikatu ani paragonu. Z moralnego punktu widzenia jest w tym trochę racji – chcemy przecież przyjaciela, a nie nowy czajnik. Tylko skoro to nie towar, dlaczego sprzedawca bierze pieniądze? Poza tym rodowód nie jest jakimś świadectwem szlachetności ani gwarancją jakości, lecz spisem przodków, niezbędnym do prowadzenia mądrej hodowli. Jeżeli mimo braku rodowodu nasz hodowca będzie mógł przedstawić dowody na pochodzenie zwierzaka od określonych przodków, a także odpowiednie badania zdrowotne, to w porządku. Na razie jednak nie odkryto takiego przypadku.
10. Brak uprawnień hodowlanych
Wreszcie prawda! Brak uprawnień u zwierząt z rodowodami – czyli jak najbardziej rasowych – handlarz tłumaczy zwykle jakąś mało istotną wadą, na przykład złym wybarwieniem sierści albo drobną wadą zgryzu. Jeżeli ma na to dowód w postaci oceny z wystawy, to w porządku. Zwykle jednak nie ma, co stawia pod znakiem zapytania jego uczciwość i czyni bardziej prawdopodobną inną przyczynę dyskwalifikacji z hodowli: na przykład agresję, lękliwość lub dziedziczną chorobę genetyczną.
żródło www.ulubiency.pl